Kto z nas nie lubi niespodzianek? Zdarzają się one rzadko, a jak już się zdarzą to są bardzo miłe dla człowieka.
Dzisiejszą notkę poświęcę największej sportowej niespodziance ostatnich dni, czyli Thomasowi Diethartowi- zwycięzcy 62. Turnieju Czterech Skoczni. Niespełna 22-letni skoczek z Austrii, który w ciągu 9 dni zawojował świat skoków narciarskich. Chłopak z nikąd, debiutant, żółtodziób - takimi określeniami opisywany jest ten skoczek. Jako nieznany większej widowni zawodnik wygrał turniej, który jest najtrudniejszym turniejem w całym sezonie. Przecież w ciągu 9 dni trzeba wystąpić w czterech konkursach i oddać osiem bardzo dobrych i dalekich skoków, aby coś więcej ugrać. Jeden popsuty skok i marzenia o zwycięstwie mogą prysnąć jak bańka mydlana. Wygrywali go nieliczni, wygrywali najwięksi z największych skoczków narciarskich w historii. A tutaj niczym Filip z konopi wyskoczył młody zawodnik i wygrał sobie od tak turniej. Kto by się spodziewał takiej niespodzianki? Chyba nikt, bo tego nie szło nawet wywróżyć najlepszej wróżce. Diethart sam nie postawiłby na siebie dużych pieniędzy. W pokonanym polu zostawił faworytów bukmacherów: Gregora Schlierenzauera i niestety naszego Kamila Stocha. Takie to piękne uroki sportu!
Niespodzianki mają swój urok. Szkoda, że one się tak rzadko zdarzają, jednak Thomas Diethart jest żywym przykładem, że pozytywne niespodzianki się naprawdę mogą mieć miejsce. W sumie to każdy z nas by chciał, a żeby w życiu spotykało nas wiele pozytywnych niespodzianek. Potrafią one dać kupę szczęścia, a przecież niespodziewane szczęście smakuje najlepiej.
Peace!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz