niedziela, 23 lutego 2014

Ogień olimpijski zgasł

XXII Zimowe Igrzyska Olimpijskie dobiegły końca. Ogień olimpijski w Soczi zgasł. Jakie to były Igrzyska? Co z nich warto zapamiętać?

Ponad dwa tygodnie sportowych emocji za nami. Olimpiada w Soczi była bardzo udana dla polskiego sportu. Po raz kolejny zdobyliśmy sześć krążków (w tym aż 4 złote) i zajęliśmy wysokie 11 miejsce w klasyfikacji medalowej wyprzedzając wiele potęg światowych. Kto by się tego spodziewał? Chyba najwięksi magowie i wróżbici nie wytypowaliby, że w Soczi aż czterokrotnie usłyszymy Mazurka Dąbrowskiego. Polski hymn na rosyjskiej ziemi cztery razy? Coś pięknego! Kto to przegapił niech żałuje. To może zacznijmy po kolei, kto nam takich emocji dostarczał i jak ja to widziałem?

Gwiazdor numer jeden polskiej kadry olimpijskiej to oczywiście Kamil Stoch. Chłopak z Zębu wywalczył dwa złote medale. Na normalnej skoczni zdeklasował on swoich rywali. Już po pierwszym skoku, w którym pobił rekord skoczni wiedziałem, że zdobędzie złoty medal. Był to drugi dzień Igrzysk a my już mieliśmy zloty krążek. Radość zapanowała ogromna, a ja wiedziałem, że na dużej skoczni on musi to powtórzyć. No i powtórzył. Już nie z taką przewagą, ale udało mu się. O 1,3 pkt wyprzedził dziadziusia Noriakiego Kasai. Długo czekaliśmy aż się wyświetli oficjalny wynik i może trochę drżeliśmy. Drugie złoto dla Stocha. Trzeci w historii skoczek narciarski, który wygrał dwa indywidualne konkursy na Olimpiadzie. Brawo. Bravissimo.

Między dwoma złotami zdobytymi przez Kamila, medal z najcenniejszego kruszcu zdobyła Justyna Kowalczyk. Wygrała ona w niebywałych okolicznościach o których pisałem na blogu zaraz po tym gdy zwyciężyła. Gdy zwiększała swoją przewagę nad rywalkami to aż chciało się skakać z radości. Wspaniała chwila. Pokonała wszystkie swoje słabości oraz kontuzję i stanęła na najwyższym stopniu podium.

Bohaterami Igrzysk są łyżwiarze i łyżwiarki szybkie. To oni zdobyli połowę polskich medali na tej olimpiadzie. To wyścigi z ich udziałem przyprawiały człowieka o zawał serca. Wszystko działo się tam na ułamki sekund. Zbigniew Bródka zdobył złoto wygrywając z Holendrem o trzy tysięczne sekundy, czyli o jakieś 4,5 centymetra. Niewiarygodne. Polak zdobył złoto w panczenach, a przecież w naszym kraju nie ma krytego toru łyżwiarskiego. Można? Można. A żeby zrobić na złość wszystkim to męska drużyna sięgnęła po brąz, a kobieca po srebro. Taka to ironia losu.

Oprócz zwycięstw były też rozczarowania. Największym z nich były chyba nasze biathlonistki. Wszyscy liczyli, że chociaż jedna z nich albo drużyna zdobędą, któryś z medali. Szans było wiele, ale żadna niewykorzystana. Jak dobrze strzelały to słabo biegły i na odwrót. W drużynie zawiodła jedna z nich i marzenia o medalu prysły na samym początku. Mówi się trudno, walczy się dalej.

Czwarte miejsce drużyny skoczków nie było porażką. Wiadomo, że wszyscy liczyli na medal, ale się troszkę przeliczyliśmy. Nadzieje i apetyty były ogromne. Reprezentacje Niemiec, Austrii i Japonii były silniejsze od nas. My zajęliśmy i tak najwyższe miejsce w historii. Za to im chwała.

Co jeszcze zapamiętam z tegorocznej Olimpiady? Na pewno dwa złote medale Ole Einara Bjoerdalena, który w wieku 40 lat stał się najbardziej utytułowanym sportowcem w historii zimowych Igrzysk. W pamięci utkwi mi również żałoba gospodarzy po tym, gdy przegrali ćwierćfinałowy mecz hokeja z Finlandią. Mina Putina była bezcenna. Sam turniej hokejowy uważam za mało ciekawy. Nie było jakiś wielkich zwrotów akcji, wielu dogrywek, rzutów karnych czy jakiś dramatów.

Igrzyska za nami. Kolejne zimowe odbędą się za 4 lata w koreańskim Pyeongchang. Sześć medali tak jak w Vancouver i w Soczi będzie tam ogromnym sukcesem. Cztery lata to sporo czasu, aby wiele poprawić w polskim sporcie. Czy się uda? Mam nadzieję. Trzymam kciuki za działaczy. Na koniec mówię wszystkim polskim olimpijczykom: DZIĘKUJĘ.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz